Spontaniczne działanie z pewnością nie jest moją domeną. Od kiedy pamiętam, zawsze lubiłem mieć rozpisany plan - wszystko dobrze przemyślane i przygotowane. Wciąż uważam, że dobry plan na życie zwyczajnie ułatwia codzienność, wprowadzając do niej harmonię i spokój.
Dla większości osób doskonałym momentem na stworzenie planu, który będą realizować przez kolejne miesiące, jest zwykle początek roku kalendarzowego. Nie ukrywam, że i dla mnie jest to graniczna data wielu planów i postanowień, choć bardziej w zakresie kontroli postępów moich działań, a nie samego tworzenia koncepcji jako takiej.
Planować możemy praktycznie każdą dziedzinę życia - w zależności od własnych preferencji i potrzeb. Tematy związane z rodziną, zdrowiem, finansami, rozwojem osobistym, czy karierą zawodową to podstawowe obszary planowania. Ale oczywiście nie jedyne. Można swój plan poszerzyć o inne dziedziny, które dla każdego z nas mogą być całkowicie odmienne.
Swój własny plan na życie układam i realizuję niezmiennie już od wielu lat. Planując działania na kolejny rok, zawsze staram się je rozpisać na 11 miesięcy - ostatni miesiąc roku lubię przeznaczać na podsumowanie i spokojnie przygotowanie się do kolejnego okresu. Nie zawsze tak robiłem, ale doświadczenie nauczyło mnie, że planu - dobrego planu! - nie da się stworzyć ot tak, na szybko, w jeden dzień. Warto wszystko dobrze przemyśleć, dać koncepcji "uleżeć się" w głowie, w razie potrzeby zmodyfikować ją i jeszcze raz dać jej okrzepnąć. Dopiero kiedy poczuję harmonię i wewnętrzny spokój, wiem że plan jest gotowy. To się jednak nigdy nie dzieje od razu, stąd czas zarezerwowany na spokojne przemyślenia.
Potęga podświadomości
Dawno temu, będąc bez pracy i jakichkolwiek oszczędności, postanowiłem odłożyć kwotę dziesięciu tysięcy złotych, co - biorąc pod uwagę moją ówczesną sytuację - stanowiło wówczas dla mnie niemałą fortunę. Było to moje postanowienie noworoczne, które chciałem zrealizować na przestrzeni kolejnych dwunastu miesięcy. Byłem bardzo mocno skoncentrowany na swoim celu, każdego dnia myślałem o tym, jak i kiedy go zrealizuję. Ostatecznie pożądaną kwotę udało mi się uzbierać w październiku. Kiedy osiągnąłem ten cel, stała się ciekawa rzecz. Przez te dziesięć miesięcy bardzo mocno pracowałem nad realizacją zadania, a kiedy to się stało, przez pozostałe dwa miesiące nie udało mi się już odłożyć ani jednej złotówki więcej. Mój mózg tak bardzo zafiksował się na tym konkretnym poziomie, że nie był w stanie go szybko zmienić. To dało mi mocno do myślenia i zmieniło podejście do kreowania przyszłych planów.
Z czasem poznałem książkę Joseph'a Murphy'ego "Potęga podświadomości", która potwierdziła moje wcześniejsze przypuszczenia. Jeśli na czymś bardzo mocno się koncentrujemy, robimy wizualizacje, czyli wyobrażamy sobie przyszłość, to nasza podświadomość od razu zabiera się do ciężkiej pracy i robi wszystko, żeby przybliżyć nas do spełnienia wizji. Po czasie można zauważyć, że oto dzieje się magia. Znienacka pojawiają się rozwiązania i wskazówki, nagle spotykacie na swojej drodze odpowiednich ludzi, a wszystkie okoliczności zaczynają sprzyjać realizacji pomysłu. Wszystko zaczyna się układać tak, że droga do celu staje się prostsza. Niektórzy pomyślą wtedy, że to przypadek. Ale nie, moi drodzy - w życiu nie ma przypadków. Moc własnych myśli jest nieograniczona, a wielokrotnie dowiedziono, że pozytywne myślenie przyciąga fantastyczne rezultaty. Pesymizm i negatywne wizje świata mają oczywiście działanie całkowicie przeciwstawne.
Lepszy kiepski plan, niż brak planu
Obecnie swoje plany rozpisuję bardzo kompleksowo i szczegółowo - to kolejny powód, dla którego rezerwuję na to zadanie cały miesiąc. Teraz, szykując założenia na długich dziesięć lat, zacząłem od wizualizacji miejsca, w których chciałbym się znaleźć na koniec tego okresu. Cały proces dobrze sobie ułatwić stawiając szereg pytań, na które po kolei można potem szukać odpowiedzi.
Ja zastanawiałem się przede wszystkim nad trzema fundamentalnymi (dla mnie) zagadnieniami:
- gdzie chcę mieszkać za 10 lat?
- czym chcę się wtedy zajmować?
- z czego będę żył?
Każde z tych pytań było wstępem do głębszych rozważań i jednocześnie generowało szereg kolejnych wątpliwości, szczególnie biorąc pod uwagę obecną, bardzo niepewną sytuację gospodarczą spowodowaną kolejno szalejącym po całym świecie wirusem, napiętą sytuacją geopolityczną tuż za naszą wschodnią granicą, czy coraz wyższą inflacją. Trudno bowiem ze stuprocentowym przekonaniem zawyrokować w tym momencie, które obecnie działające biznesy przetrwają zawirowania. Być może trzeba będzie całkowicie się przebranżowić? Więcej moich przemyśleń na ten temat znajdziecie w jednym z wcześniejszych wpisów.
Podobnie sytuacja ma się z tematem miejsca zamieszkania. Marzy mi się życie na rajskiej wyspie, w pobliżu plaży i ciepłego morza. Ale nie wiem w tej chwili ani jakie będą obostrzenia, ani czy egzotyczne kraje będą przyjmowały imigrantów tak chętnie jak do tej pory?
Niewiadomych jest znacznie więcej niż odpowiedzi, a to często odstrasza ludzi przed jakimkolwiek planowaniem. To błąd! Nie da się - a już na pewno nie w tak odległej perspektywie czasu - perfekcyjnie zaplanować wszystkiego i mieć pewność, że na przestrzeni 10-lecia nie zajdą żadne zmiany. Te przyjdą na pewno, możecie być tego pewni. Dlatego trzeba z góry zakładać pewną elastyczność i być gotowym na to, że niektóre elementy planu trzeba będzie zmienić. I że czasami będą to drastyczne zmiany. Jedno jest jednak pewne: nieidealny plan będzie lepszy, niż jego brak.
Planuj jak Walt Disney
Proces planowania życia nie jest ani łatwy, ani szybki. Jego tworzenie dobrze rozpocząć od uczciwego rozliczenia się przed samym sobą z dotychczasowych poczynań. Odcięcie grubą kreską przeszłości może nie przyjść łatwo, ale oczyszczony umysł bardzo ułatwia projektowanie przyszłości. To często trudny etap, ale zdecydowanie warto go przejść.
W tym czasie dobrze jest również wykonać swoistą inwentaryzację: wypisać na kartce swoje dotychczasowe osiągnięcia, umiejętności, zgromadzony majątek (lub zadłużenie), a także zebrać w jednym miejscu listę swoich marzeń, rzeczy które chcielibyśmy mieć, zobaczyć, zrobić, itd. Na liście powinny się znaleźć wszystkie ważne dla nas obszary, które będą się różniły w zależności od osobistych preferencji. Mając podgląd na stan obecny dużo łatwiej będzie określić miejsce, do którego chcielibyśmy dotrzeć - za rok, pięć, czy dziesięć lat.
Mając za sobą przygotowanie, a więc dobrze rozpisany stan aktualny, możemy rozpocząć właściwe planowanie. Jednym ze sposobów, z którego ja sam staram się regularnie korzystać, jest metoda "trzech pokoi", którą stosował legendarny twórca Myszki Mickey i Kaczora Donalda - Walt Disney.
Polega ona na podejściu do każdego tematu z wykorzystaniem trzech różnych sposobów myślenia, które Disney obrazowo nazywał pokojami: "Marzyciela", "Realisty" i "Krytyka".
Jako pierwszy występuje "Marzyciel". W tym stanie skupienia należy wyrzucić z siebie wszystkie, choćby najbardziej niedorzeczne pomysły i nierealne cele, jakie przychodzą nam do głowy. Nie ma rzeczy niemożliwych, a jakakolwiek krytyka jest w tej chwili zakazana.
W całym procesie dużą rolę odgrywają miejsca, w których przechodzicie poszczególne etapy. Ekipa Disney'a korzystała z trzech całkowicie różnych pomieszczeń. Etap "Marzyciela" przechodzili w dużym jasnym pokoju, z wielkimi przeszkleniami i pięknym widokiem za oknem, do którego ochoczo wpadały promienie słoneczne. Siedzący w wygodnych fotelach czy kanapach członkowie zespołu, mogli swobodnie puścić wodze fantazji.
Pokój "Krytyka", do którego udawali się później, diametralnie się od niego różnił. Pozbawiony okien i naturalnego światła, ciasny i ciemny, nikogo nie nastrajał pozytywnie. Twarde, niewygodne taborety, duchota, to wszystko dość szybko wywoływało stres, który przeradzał się we frustrację. W tym stanie wszystkie zapisane wcześniej pomysły poddawane były srogiej ocenie. Jedyne dozwolone w tym miejscu działania, to niepohamowana niczym krytyka wcześniejszych pięknych idei i wynajdowanie wszystkich powodów, dla których nie mogły się one udać.
Mając zebrane śmiałe pomysły z jednej strony oraz listę powodów, dla których nie są one idealne lub ich realizacja jest niemożliwa z drugiej, przechodzili do pracy w pokoju "Realisty" - czyli codziennego miejsca pracy. To etap, w którym nie powinno już być emocji, a jedynie sucha ocena faktów i informacji, które zostały zgromadzone wcześniej. To czas na analizę wszystkich pomysłów z chłodnym spojrzeniem i wyłowienie z nich tych, na których realizacji należy się skoncentrować.
Ideę "trzech pokoi" poznałem wiele lat temu i od dawna z powodzeniem ją stosuję. Nie korzystam oczywiście z fizycznych pomieszczeń, ale staram się dobrze oddzielić od siebie każdy etap pracy nad poszczególnymi tematami.
Przykładowo, najwięcej pomysłów przychodzi mi do głowy na łonie natury, w trakcie długich spacerów z psem po lesie lub w trakcie urlopu spędzanego na gorącej plaży. Nie analizuję ich wtedy, a jedynie zapisuję w notesie i ze spokojem oddaję się kolejnym fantazjom. To właśnie mój "pokój Marzyciela".
W szczegóły poszczególnych koncepcji zagłębiam się w trakcie licznych rozmów z innymi przedsiębiorcami, z którymi regularnie spotykam się w ramach mastermind'ów. Reprezentują różne branże, każdy z nich ma inne doświadczenia, są więc dla mnie źródłem nieocenionej wiedzy, a przede wszystkim bezstronnej analizy plusów i minusów mojego pomysłu.
Tak uzbrojony w wiedzę siadam do swojego biurka i spokojnie analizuję wszystkie informacje, jakie udało mi się pozyskać. Czy mój pomysł jest dobry? Czy ma szansę na realizację? Jaki jest stosunek ryzyka do ewentualnego zysku? Czy mam odpowiednie umiejętności do realizacji planu? Kto ewentualnie może mi pomóc? Ile to zajmie czasu? Co muszę przygotować wcześniej? Na tym etapie znam już większość odpowiedzi na swoje pytania i ostatnim elementem jest zebranie wszystkiego w całość i podjęcie decyzji o działaniu bądź zarzuceniu pomysłu.
Macierz Eisenhower'a
Innym sposobem, który pomoże posegregować zadania, jest skorzystanie z tzw. "macierzy Eisenhower'a", zwanej również "macierzą produktywności".
What is important is seldom urgent and what is urgent is seldom important.
- Dwight Eisenhower (34. Prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1953-1961)
(To, co ważne, rzadko jest pilne, a to, co pilne, rzadko jest ważne.)
W założeniach chodzi o to, żeby każdemu zadaniu przypisać jedną z czterech dostępnych kategorii i - w zależności od miejsca, gdzie zadanie zostanie umieszczone - zajęcie się nim lub też nie.
Rzeczy Ważne i Pilne to te, które musimy wykonać osobiście i jak najszybciej, gdyż ich realizacja (lub zaniechanie) w rzeczywisty sposób wpływa na nasze życie. Może to być na przykład spotkanie z najważniejszym klientem, może być wizyta u dentysty lub każda inna istotna kwestia, która posiada termin ważności, dlatego trzeba je wykonać bez zbędnej zwłoki.
Tematy związane ze zdrowiem, rozwojem osobistym czy życiem rodzinnym, to sprawy dla większości z nas bardzo ważne, ale rzadko wiążące się z jedną konkretną datą - uczyć się czy utrzymywać sprawność fizyczną warto przez całe życie, są to więc zadania, które trzeba w swoim kalendarzu zaplanować. Umieszczamy je więc w kategorii Ważne i Niepilne.
Do grupy Nieważne i Pilne trafiają zadania, które mają bliski termin wykonania, ale nie są dla nas specjalnie istotne. Jeżeli chcemy, aby zostały zrealizowane, warto przekazać je komuś innemu, kto wykona je w naszym imieniu. Możemy również podjąć decyzję o rezygnacji z tych zadań.
Ostatnią grupą, którą wyróżniamy w tej metodzie, jest Nieważne i Niepilne, czyli coś w rodzaju śmietnika, gdzie wrzucamy pozostałe zadania. Skoro nie znaleźliśmy dla nich miejsca we wcześniejszych kategoriach, to niechybnie oznacza, że wykonanie tych czynności jest całkowicie zbędne i wskazane jest jak najszybsze usunięcie ich z listy oraz naszej głowy.

Jak przygotować swój własny plan na życie?
Kwestią bardzo indywidualną będzie wybór obszarów, na których chcecie oprzeć swój plan na życie. Ja sam wyszczególniłem kilka głównych kategorii, które uważam za szczególnie ważne dla mnie:
- ogólne (tu zawarłem odpowiedzi na trzy wcześniejsze, absolutnie kluczowe, pytania);
- rozwój i edukacja (czego chcę się nauczyć, jakie kursy odbyć, jakie książki przeczytać, itp.);
- zdrowie (w szczególności w kontekście wagi i regularnych treningów);
- biznes;
- finanse (w tym inwestycje i zabezpieczenie emerytalne);
- podróże;
- wyzwania.
Dla każdej dziedziny zapisałem rzeczy, które chciałbym zrealizować na przestrzeni kolejnych dziesięciu lat. Wydawać się może, że dziesięciolecie to okres na tyle odległy, że w żaden sposób nie uda się rozpisać tak dalekosiężnego planu. Z początku, patrząc na cały, często ogromny koncept, faktycznie może tak to wyglądać.
Dlatego kolejnym krokiem będzie podzielenie go na mniejsze części, zgodnie z zasadą "od ogółu do szczegółu". Plan 10-letni dzielimy zatem na mniejsze kawałki. W ten sposób powstaną plany roczne, które ponownie dzielimy na krótsze, tym razem miesięczne okresy. Przyznacie chyba, że perspektywa 30 dni nie jest już ani tak odległa, ani tak nierealna?
Miesięczny plan można dzielić dalej, na tygodnie i dni. Moim zdaniem to już jednak zbyt daleko idące działania, które wprowadzą więcej niepotrzebnego zamieszania, niż przyniosą pożytku. Rozumiem, że niektórzy potrzebują bardzo szczegółowych rozpisek, co i kiedy mają zrobić, bo bez tego nie ruszą z miejsca z żadnym tematem. Ja tego nie robię, widok jednego miesiąca całkowicie mi wystarcza. Mój plan traktuję jako mapę, która ma mi pokazać kierunek i cel, do którego dążę, natomiast konkretne kroki, które podejmuję każdego kolejnego dnia zakładają pewną elastyczność działania. Do tej pory taki schemat się sprawdzał, więc nie będę go póki co zmieniał.
Jedna rzecz
Jest natomiast jeszcze jeden ważny do poruszenia temat. Niezależnie od tego, jak wiele obszarów próbuję zaplanować i ile zadań do każdej z dziedzin przydzielę, dla każdego okresu przypisuję "jedną rzecz". Cóż to takiego? Patrząc całościowo na swoje plany, staram się zdecydować, który z tematów jest dla mnie absolutnie kluczowy w tym okresie. Co ważne, dla każdego okresu, to najważniejsze zadanie może być inne, trzymam się jednak zasady, że moja "jedna rzecz" na dany miesiąc musi prowadzić do realizacji "jednej rzeczy" na dany rok, ta z kolei ma mnie przybliżać do "jednej rzeczy" z całego, 10-letniego planu.
Ta "jedna rzecz" to zadanie, które chcę zrealizować najbardziej ze wszystkich. Gdybym musiał wybrać tylko jeden cel ze swojej długiej listy, to byłoby to właśnie to. To kluczowe zadanie mam zapisane na samej górze, ponad wszystkimi innymi - spoglądam na nie przy każdym przeglądzie planu. Zajmuje też ważne miejsce na tablicy ściennej nad moim biurkiem. Wszystko po to, aby nie tracić go z oczu i ciągle o nim pamiętać. Dzięki temu, za każdym razem, gdy na nie spojrzę, mogę szybko ocenić, czy coś co chcę w tej chwili robić, przybliża mnie czy oddala od upragnionego celu.
Kontrola realizacji planu
Jak już wspomniałem wcześniej, nawet najlepszy plan może na przestrzeni czasu wymagać wprowadzenia pewnych korekt. Jakiś element może się okazać źle przemyślany, a może jest całkowicie zbędny? Albo trzeba coś do naszego planu dopisać, być może na naszą listę trafi kolejne marzenie do spełnienia? Tak czy siak, koncepcję trzeba regularnie weryfikować.
Każdego ostatniego dnia miesiąca siadam do analizy planu. Sprawdzam, czy wszystkie elementy posuwają się w odpowiednim tempie, czy też któreś wymagają poprawy lub szczególnego zainteresowania w kolejnym okresie. Koniec miesiąca to dla mnie moment na podsumowanie tylko tego jednego kroku, zapisanie postępów i wyznaczenie "jednej rzeczy" na następne cztery tygodnie. Na tym etapie nie dokonuję żadnych drastycznych zmian - na te przyjdzie ewentualnie czas przy podsumowaniu rocznym.
Jak już wiecie, na podsumowanie roczne i zaplanowanie kolejnego roku rezerwuję zwykle cały grudzień. Lubię spokojnie przemyśleć wydarzenia minionych miesięcy i nabrać odpowiedniego dystansu przed podjęciem decyzji o dalszych krokach. Poza tym kończący się rok zawsze niesie za sobą spory bagaż doświadczeń, nowej wiedzy i pomysłów, które być może znajdą swoje miejsce w zmodyfikowanym planie.
Grudniowa, wydłużona przerwa w pracy, odpoczynek i spokojne zastanowienie się nad sobą, nad życiem i biznesem powoduje też, że na koniec roku odczuwam już duży głód działania i pierwsze miesiące nowego roku za każdym razem są u mnie niezwykle intensywne. Dzięki temu plan na dany rok szybko posuwa się do przodu, a to dobrze wpływa na psychikę - każdy mały sukces dodatkowo mobilizuje do dalszej pracy.
Do dzieła!
Na koniec przestroga dla tych z was, którzy tak mocno fiksują się na planowaniu, że brak im potem czasu i zapału na realne działanie. Pamiętajcie, że cudów nie ma - żaden, nawet najlepszy plan nie wykona się bez waszego udziału i często ciężkiej pracy.
Plan jest ważny, ale niewiele warty, dopóki nie zostanie wdrożony w życie.
Zatem nie zwlekajcie, przygotujcie swój własny plan na życie, nie bójcie się marzyć i spełniać swoje marzenia. Uwierzcie mi na słowo, że satysfakcja z osiągnięcia zamierzonych celów będzie przeogromna i da poczucie spełnienia. A nawet jeśli nie wszystkie zamierzenia uda wam się wykonać w 100%, to i tak będziecie ich bliżej, niż nie robiąc nic.
Trzymam za was kciuki, powodzenia!
1 komentarz
Dobry wpis. Wypróbuję opisane metody w prowadzonej działalności.
Pozdrawiam,
Paweł.